Analiza wypadku w Szaflarach. Na końcu film z przeprowadzonego eksperymentu procesowego.
(5.12.2018). Egzaminatorowi MORD Nowy Targ, Edwardowi E. obok już postawionego zarzutu doprowadzenia do katastrofy w ruchu lądowym, w wyniku której zginęła kursantka, prokuratura postawiła dodatkowo zarzut nieudzielenia pomocy tragicznie zmarłej osiemnastolatce. Egzaminatorowi zarzuca się, że ani słownie, ani czynnie nie pomógł kursantce, pomimo że mógł odpiąć jej pas bezpieczeństwa i kazać jej uciekać lub wprost wypchnąć ją z samochodu, a samemu uciekając, tego nie zrobił.
Z ostatniej chwili (26.09.2019): Akt oskarżenia - Prokuratura oskarża egzaminatora o nieumyślne spowodowanie katastrofy w ruchu lądowym. Ten czyn jest zagrożony karą od sześciu miesięcy do ośmiu lat więzienia - potwierdził PAP prok. Jan Ziemka z Prokuratury Rejonowej w Nowym Targu.
Zanim o samej tragedii kilka słów na temat bezpieczeństwa na przejazdach kolejowych. Miejmy wreszcie świadomość, że jedynie za 3% wypadków na przejazdach kolejowych nie odpowiadają kierowcy. Za 97% tych zdarzeń odpowiadamy niestety my. Rocznie na blisko 14 000 przejazdów kolejowych dochodzi do około 250 zdarzeń drogowych w wyniku których średnio ginie ok. 40 osób, a dwa razy więcej odnosi ciężkie obrażenia ciała. Przyczyną tych zdarzeń jest przede wszystkim zignorowanie przepisów o ruchu drogowym oraz wprost znaku B-20 STOP, a także nieuwaga, brawura i zwykła ludzka głupota, jak np. próba pokonania przejazdu przed zbliżającym się pociągiem, często pomimo czynnej sygnalizacji świetlnej i akustycznej, włącznie z omijaniem zamkniętych półrogatek i przejeżdżaniem pod zamykającymi się szlabanami. Pamiętajmy, że czerwony sygnał zawsze oznacza STOP.
Przejdźmy zatem do wypadku na niestrzeżonym przejeździe kolejowym w Szaflarach. 24 sierpnia 2018 roku ok. godz. 11 miał tam miejsce tragiczny w skutkach wypadek z udziałem zdającej egzamin na uprawnienia do prowadzenia pojazdów mechanicznych kat. B, czyli popularnie mówiąc, samochodów osobowych. W trakcie trwania egzaminu pojazd egzaminacyjny zatrzymał się za znakiem STOP, niestety już na torach. Samochód egzaminacyjny, z którego zdążył uciec egzaminator, został uderzony przez pociąg osobowy relacji Nowy Targ - Zakopane. Prowadząca pojazd 18-letnia Angelika z Chyżnego, kandydatka na kierowcę, w wyniku odniesionych obrażeń, zmarła w nowotarskim szpitalu.
Oczywiście sprawę odpowiedzialności za śmierć, co ważne dla sprawy, jeszcze kursantki bez uprawnień, rozstrzygnie sąd, ale dla mnie, tak jak dla przybyłego na miejsce zdarzenia policjanta, nie ulega wątpliwości, że całkowitą winę za zaistniałe zdarzenie ponosi osoba, która w imieniu Rzeczypospolitej Polskiej przeprowadzała egzamin i była odpowiedzialna za wszystko co z tym egzaminem się wiąże. Oczywistym jest, że to egzaminator odpowiada przede wszystkim za bezpieczeństwo egzaminowanej osoby, która może być niedouczona, zestresowana, i nie wiadomo co jeszcze, o bezpieczeństwo innych uczestników ruchu drogowego którym mogłaby zagrozić, o swoje bezpieczeństwo i dopiero na samym końcu za powierzone mu mienie.
Niestety egzaminatorzy, o przeróżnych zawodach, od socjologa do religioznawcy, niekiedy tylko po zaocznych rocznych studiach podyplomowych z BRD lub biegłego z zakresu rekonstrukcji wypadków drogowych, święcie wierzą, że przekazana im, przez takich samych amatorów jak oni, wiedza i rozumienie obowiązującego prawa jest zgodne z jego literą i duchem. Uważając się za ekspertów lekceważą wszystkich i wszystko, co wskazuje na ich brak profesjonalizmu. Lekceważą nie tylko ubezwłasnowolnionych przez siebie instruktorów OSK, których obowiązkowo doszkalają, bo tacy są mądrzy, ale podążając za duchem czasów, lekceważą też sędziów, także tych z tytułem profesora prawa, oraz prawomocne wyroki sądów.
Wina za taki stan rzeczy leży przede wszystkim po stronie kolejnych rządów oraz niedouczonych i niekompetentnych, jak dyrektorzy WORD, urzędników Ministerstwa Infrastruktury, głównie budowlańców. Świadczy o tym weryfikacja bazy pytań przez egzaminatorów i instruktorów OSK z udawanym nadzorem ze strony resortu oraz ostatnia wypowiedź podsekretarza stanu, dla którego, tak jak dla egzaminatorów WORD, zmiana kierunku jazdy jest zmianą kierunku ruchu spowodowaną kręceniem kierownicą.
Nie wie ten ekspert od budownictwa, służb specjalnych i NIK, że zmianą pasa ruchu jest jego opuszczenie w celu wjazdu na sąsiedni pas ruchu tej samej jezdni, a zmianą kierunku jazdy, poza zawracaniem, jest opuszczenie jezdni w celu wjazdu na jezdnię innej drogi lub na przydrożną nieruchomość.
Sygnalizując zawczasu i wyraźnie można zmienić pas ruchu lub kierunek jazdy, co nie ma żadnego związku z kręceniem kierownicą i zmianą kierunku ruchu. Jeżeli swój kierunek zmienia jezdnia to można zmienić pas ruchu bez zmiany kierunku ruchu, tak jak nie kręcąc kierownicą na zakręcie można zmienić kierunek jazdy bez zmiany kierunku ruchu.
Wojewódzkie Ośrodki Ruchu Drogowego, pod hasłami walki o poprawę bezpieczeństwa w ruchu drogowym i krzewienia szeroko rozumianej edukacji komunikacyjnej, tak naprawdę koncentrują się na zarabianiu pieniędzy na kilkunastotysięczne pensje dyrektorów oraz inwestycje mające dać im w przyszłości utrzymanie, np. gdy WORD-y zostaną wreszcie rozwiązane. Powołane do życia w 1998 roku wciąż posługują się prawem korporacyjnym opartym na Kodeksie drogowym z 1983 roku. Nic więc dziwnego, że spada bezpieczeństwo na naszych drogach.
W WORD zarabiają na tym na co mają wpływ, czyli na oblewaniu egzaminowanych i forsowaniu, dzięki bardziej lub mniej oficjalnym kontaktom, rozszerzania swej działalności na dziedziny, do których nie zostały powołane. Dlatego tak walczą o utrzymanie placów manewrowych, które powinny być elementem wyposażenia ośrodków szkolenia, a nie egzaminowania, o obowiązkowe i odpłatne doszkalanie młodych kierowców z zielonym listkiem, a niedługo starszaków ze srebrnym listkiem na szybie. Pieniądze z egzaminowania i szkolenia są też inwestowane w stacje diagnostyczne, stacje kontroli pojazdów, płyty poślizgowe, ośrodki doskonalenia techniki jazdy, czyli w nowe miejsca pracy dla dyrektorów po rozwiązaniu WORD.
Dyrektor MORD który musiał znać trasę egzaminacyjną z niestrzeżonym przejazdem kolejowym i znakiem STOP, niestety bez sygnalizacji ostrzegawczej, którą wg mnie musiał zatwierdzić (bardziej lub mniej formalnie) jako spełniającą wymagania przepisów dotyczącą zadań egzaminacyjnych oraz kosztów własnych, jest dla mnie człowiekiem bez wyobraźni, szczególnie że ma w Szaflarach do dyspozycji także strzeżony przejazd ze znakiem STOP. Tym samym brakiem wyobraźni i odpowiedzialności popisał się uległy mu, tak jak wszyscy egzaminatorzy, egzaminator nadzorujący.
Obawiam się, że armia prawników związanych z MORD, pomoże wywinąć się z odpowiedzialności odpowiedzialnym za nadzór. By nie było niejasności, pragnę podkreślić, że tragedia dotyczy wszystkich wymienionych i ich rodzin, i z tego powodu im wszystkim szczerze współczuję, ale dziwić może brak zgody sądu na wniosek prokuratora o tymczasowym aresztowaniu egzaminatora, który już mataczy twierdząc, że silnik niespodziewanie zgasł egzaminowanej, a on usiłował machaniem ręką zatrzymać pociąg oraz zepchnąć samochód z torów. Dyrektor filii MORD w Nowym Targu, chroniąc własny tyłek, stwierdził publicznie że winę za swą śmierć ponosi sama kierująca. Na szczęście obecny na miejscu funkcjonariusz Policji był odmiennego zdania.
Tego samego zdania co Policja jest Prokuratura, która w dniu dzisiejszym (poniedziałek, 27 sierpnia 2018 roku) przesłuchiwała 62-letniego egzaminatora, już w charakterze podejrzanego, a nie tak jak poprzednio,w charakterze świadka. Szef nowotarskiej prokuratury, prokurator Józef Palenik, oznajmił, że wszystko wskazuje na to, że na koniec przesłuchania prokurator prowadzący śledztwo przedstawi egzaminatorowi zarzuty i zdecyduje o ewentualnym zastosowaniu tymczasowego aresztowania. Ewentualne zarzuty będą bazować na artykule 173 paragraf 4 kodeksu karnego. Mówi on, że: Kto sprowadza katastrofę w ruchu lądowym, wodnym lub powietrznym zagrażającą życiu lub zdrowiu wielu osób albo mieniu w wielkich rozmiarach, podlega karze pozbawienia wolności. Jeżeli następstwem czynu jest śmierć człowieka lub ciężki uszczerbek na zdrowiu wielu osób, sprawca podlega karze pozbawienia wolności od 6 miesięcy do lat 8.
Nie tak dawno droga dojazdowa do przejazdu została zmodernizowana w związku z planami zagospodarowania leżących przy drodze terenów. Powstało nowe malowane rondo turbinowe, jak zwykle źle oznakowane zarówno pionowo, jak i poziomo, co nie przeszkadza żadnemu nowotarskiemu egzaminatorowi, gdyż ta ogólnopolska patologia powstała w 2005 roku właśnie w Krakowie, oraz odcinek nowej jezdni ze zjazdami. Niestety modernizacja nie objęła przejazdu kolejowego i drogi prowadzącej do dwóch zakładów pracy i lasu za torami.
Droga dojazdowa do przejazdu po modernizacji (Google)
Co dokładnie stało się na omawianym przejeździe kolejowym pokazuje przypadkowo zrobiony film z kamery przemysłowej zamontowanej na budynku pobliskiej betoniarni. Prokuratura ma do dyspozycji film z kamery pociągu oraz nagranie z pojazdu egzaminacyjnego wraz ze ścieżką dźwiękową, więc całkiem sporo.
youtube.com/watch?v=-56LY0675tw
Z powyższego filmu wynika, że egzaminowana nie zatrzymała pojazdu przed przejazdem kolejowym w związku z nakazem znaku B-20 STOP, co bez wątpienia było z jej strony kardynalnym błędem. Absolutnie niedopuszczalnym błędem egzaminatora było dopuszczenie do takiej sytuacji, a jeśli było to zamierzone działanie egzaminatora, co jest niedopuszczalne i karygodne, pojazd powinien być zatrzymany tuż po minięciu znaku w bezpiecznej odległości od torowiska, czyli bez przekroczenia skrajni. W żadnym przypadku nie miał prawa zatrzymać pojazdu na torach lub planować jego zatrzymania za torowiskiem.
Tu małe uzupełnienie sprowokowane twierdzeniem, że znak STOP, jeśli nie ma linii zatrzymania, pozwala na zatrzymanie także po minięciu znaku, ale w takim miejscu, w którym kierujący może upewnić się, że może bezpiecznie wjechać na przejazd. Otóż znak B-20 STOP stoi w tym samym miejscu co znak G-3 "krzyż św. Andrzeja", a znak ten wyznacza miejsce zatrzymania się pojazdu w związku z ruchem pociągu na przejeździe bez zapór lub bez półzapór.
Mogę się mylić, ale najprawdopodobniej egzaminator, który zapewne nie raz oblewał tu zdających, trzymał już nogę nad hamulcem i tuż przed znakiem rozpoczął hamowanie, by pokazać zdającej, że nie zatrzymała pojazdu przed znakiem STOP. W tym celu musiał zatrzymać się już za znakiem, co uczynił zatrzymując pojazd na torowisku. Jeżeli zamierzał zatrzymać pojazd dopiero za torowiskiem, ale wcześniej pojazd zatrzymała egzaminowana, to tym gorzej dla niego, gdyż nie miał prawa do takiej decyzji i nie przewidział możliwego przebiegu zdarzeń. Na dodatek zupełnie zignorował obowiązek obserwowania torowiska.
Skoro stało się już to co się stało, zamiast kazać natychmiast opuścić egzaminowanej pojazd i samemu to uczynić, by w bezpieczny sposób ocenić sytuację i podjąć dalsze działania w celu usunięcia pojazdu z torowiska, najprawdopodobniej zaczął wyjaśniać egzaminowanej dlaczego oblała egzamin. Na przejeździe nie ma sygnalizacji ostrzegawczej, wiec zareagował dopiero na sygnał pociągu. Zdążył uciec z samochodu pozostawiając w samochodzie zapiętą w pasy dziewczynę.
Uderzenie boczne od strony pasażera powoduje wysuniecie się ciała kierowcy spod pasa w części ramieniowej i przemieszczenie po skosie w prawo, co skutkuje poważnymi obrażeniami głownie głowy i narządów wewnętrznych. To tak ku przestrodze.
Na zdjęciu wyraźnie widać zwisający pas bezpieczeństwa po stronie kierowcy, co świadczy o tym, że był on w momencie wypadku zapięty (zdj. M. Adamowski)
Egzaminator, który prowadził tragiczny egzamin w Szaflarach, nie przyznaje się do stawianych mu zarzutów. Tłumaczy, że zamierzał pojazd zatrzymać po przejechaniu torów, ale na torowisku zgasł silnik w pojeździe. Próbował pomóc 18-latce odpalić samochód, niestety bez rezultatów. Wówczas wysiadł, by zepchnąć auto z przejazdu kolejowego, niestety, wg prokuratury, nie wydając jasnego polecenia kobiecie, by wysiadła z pojazdu.
Miejscowi twierdzą, że to nie pierwszy wypadek śmiertelny w tym miejscu. Po wycięciu krzewów widać wyraźnie nadjeżdżający pociąg z dość dużej odległości. Czas przejazdu pociągu od chwili pojawienia się w lesie, do przejazdu, to grubo ponad pół minuty. Od zatrzymania samochodu do uderzenia przez pociąg minęło 10 sekund. Na wysokości znaku STOP, czyli o 3 sekundy wcześniej, pociąg musiał być wyraźnie widoczny, gdyż przebył już ponad połowę dystansu od chwili wjazdu na prostą prowadzącą do przejazdu, a mimo to ani egzaminator, ani egzaminowana nie opuszczali pojazdu. Egzaminator opuścił go w ostatniej sekundzie przed uderzeniem, co zadaje kłam temu, że wjeżdżając zwracał uwagę na potencjalne zagrożenie. Gdyby to zrobił, mógłby zapobiec tragedii. Egzaminatora Edwarda R. z Gorlic broni znany wszystkim, nie tylko dyrektorom MORD, krakowski adwokat Władysław Pociej, ten sam który broni kierowcę samochodu marki Seicento w związku z kolizją rządowej limuzyny wiozącej Beatę Szydło.
Obrona usiłuje przerzucić winę na egzaminowaną. Słyszymy nawet, że to był już jej trzeci błąd podczas tego egzaminu, że to egzaminowanej zgasł silnik i nie umiała go uruchomić. Biegli sprawdzają, czy rzeczywiście, tak jak zeznał egzaminator, silnik zgasł egzaminowanej z powodu nagłego puszczenia sprzęgła, czy wręcz odwrotnie, czy przez nagłe zahamowanie bez wciśnięcia pedału sprzęgła, zdusił silnik egzaminator. Wg posiadanych informacji pojazd egzaminacyjny był wyposażony jedynie w dodatkowy pedał hamulca. Nie podlega dyskusji, że to egzaminator pozwolił, by pojazd wjechał na tory bez zatrzymania się w związku z nakazem znaku STOP.
Obecnie egzaminator, po uiszczeniu kaucji w wysokości 10 tyś. złotych, pozostaje na wolności. Poczekajmy zatem spokojnie na rozstrzygnięcie prokuratury i sądu, co w tym drugim przypadku będzie trwało na tyle długo, że przestanie być medialne i śledzone przez społeczeństwo oraz dziennikarzy.
A tak przy okazji. Kto dziś pamięta wypadek spowodowany przez L-kę w 2007 roku, w którym zginęły aż dwie osoby? Przypomnę, ku przestrodze, jak różnie sprawę rozstrzygały wówczas sądy. Miejmy nadzieję, że i w tej sprawie sprawiedliwości stanie się zadość.
Po nieudanym egzaminie na placu manewrowym Mirosława D. dokupiła dodatkowe lekcje, które odbywały się niestety w trudnych warunkach atmosferycznych. Jezdnia była śliska z powodu opadów śniegu, a na dodatek wiał silny wiatr. W Rzeczycy (pow. bialski) kobieta straciła panowanie nad samochodem. L-ka wpadła w poślizg i zderzyła się z prawidłowo jadącym z przeciwnego kierunku innym samochodem. Pasażerki biorących udział w zdarzeniu samochodów straciły życie.
Wtedy Mirosława D. została uznana przez sąd rejonowy winną spowodowania wypadku, za co wymierzono jej grzywnę i karę półtora roku pozbawienia wolności w zawieszeniu na trzy lata, zaś instruktor został skazany na dwa i pół roku więzienia bez zawieszenia kary oraz zakaz prowadzenia pojazdów mechanicznych na okres trzech lat. Sąd Rejonowy w Radzyniu Podlaskim uznał zatem współwinę obu prowadzących pojazd kłamliwie twierdząc, że nasze prawo nie wyłącza z odpowiedzialności prawnej osoby kierującej samochodem pod nadzorem instruktora. Takie stanowisko przedstawił także prof. Ryszard A. Stefański, były zastępca prokuratora generalnego.
Zdarza się, że Policja karze i dziś, w oparciu o to orzeczenie i opinię prawną eksperta z zakresu prawa o ruchu drogowym, kandydatów na kierowców za popełnione wykroczenia drogowe, co warto zapamiętać, jest z ich strony naruszeniem obowiązującego prawa. Powinni odstąpić od ukarania kandydata na kierowcę, karząc ewentualnie za wykroczenie, tylko gdy powstało realne zagrożenie bezpieczeństwa w ruchu drogowym, instruktora lub egzaminatora, albo skierować sprawę do sądu.
Mirosława D. uznała, że skoro nie posiada uprawnień do prowadzenia pojazdów mechanicznych, za jej bezpieczeństwo i bezpieczeństwo innych uczestników ruchu drogowego odpowiada instruktor nauki jazdy. Uznała zatem, że została skrzywdzona przez sąd i złożyła apelację od nieprawomocnego jeszcze wyroku. Sąd Okręgowy uniewinnił oskarżoną o spowodowanie śmiertelnego wypadku podczas kursu nauki jazdy. Sąd uznał, że winę za spowodowanie wypadku ponosi wyłącznie instruktor, gdyż to on odpowiada za bezpieczeństwo w ruchu drogowym, w tym bezpieczną szybkość z jaką porusza się samochód nauki jazdy, tym bardziej, że posiada możliwość bezpośredniej interwencji.
P.S. We wtorek (28.08.2018 r.) w kościele w Chyżnem, rodzinnej miejscowości 18-letniej Angeliki, odbyła się jej msza pogrzebowa. Przed godziną 10 zmarłą żegnali członkowie rodziny - dwie siostry, brat oraz rodzice. "Dla świata byłaś tylko cząstką, dla Nas całym światem" - głosił nekrolog.
Ponieważ zeznania egzaminatora nie pokrywają się ze zgromadzonym materiałem dowodowym, prokuratura ponowiła wniosek o tymczasowe aresztowanie egzaminatora na 3 miesiące. Poza tym przeprowadzi w najbliższym czasie eksperyment procesowy, w którym sprawdzi, czy naciśnięcie hamulca przez egzaminatora tuż po minięciu znaku STOP mogło spowodować zatrzymanie samochodu na przejeździe, włącznie z unieruchomieniem silnika, oraz w jakiej odległości od przejazdu znajdował się pociąg w chwili mijania znaku B-20 STOP i zatrzymania na torach, bo to, że w obu sytuacjach był widoczny na prostym odcinku szlaku kolejowego, nie budzi wątpliwości prokuratury i biegłych.
Został też przeprowadzony eksperyment procesowy.
www.youtube.com/watch?v=PVRZ1f9a9L0
Wg opinii biegłych samochód minął znak STOP przed przejazdem kolejowym z prędkością 17 km na godzinę. Odległość od tego znaku do pierwszej szyny to dokładnie 8 metrów 40 cm. a zatem egzaminator mógł zatrzymać pojazd przed torami, gdyż hamulce w samochodzie były sprawne.
Prokurator Józef Palenik powiedział, że nagrania z wnętrza samochodu egzaminacyjnego zachowały się w bardzo dobrym stanie. Ostatnią komendę egzaminator wydał na rondzie. Powiedział: "Proszę teraz skręcić w prawo i jechać w kierunku przejazdu kolejowego". Bardzo dobrze słychać też sygnał ostrzegawczy zbliżającego się pociągu. Niestety nie ma żadnej komendy dotyczącej natychmiastowej ewakuacji z samochodu, chociaż rzekomo uciekając z samochodu egzaminator krzyknął uciekamy. Egzaminator nie wypiął też pasa bezpieczeństwa egzaminowanej, dla której było to już czwarte podejście do egzaminu i informowała, że jest bardzo zestresowana. Egzaminator skwitował to stwierdzeniem, że to oznacza, że żyje.
Osobna sprawa to wykonanie zaleceń pokontrolnych z 2016 roku, dotyczących przejazdu, dopiero po wypadku.
Pociąg prowadziły także dwie osoby. Doświadczony maszynista i szkolący się kandydat na maszynistę. Żaden z nich nie uruchomił przyciskiem bezpieczeństwa hamowania awaryjnego. Pociąg uderzył w samochód z prędkością mniejszą od 60 km/godz, ale automatyczny sprzęg wystający przed pociągiem wbił się w auto powodując uraz głowy kursantki, która w wyniku odniesionych urazów zmarła.
Osobna sprawa to wykonanie zaleceń pokontrolnych z 2016 roku, dotyczących przejazdu, dopiero po wypadku.
Pociąg prowadziły także dwie osoby. Doświadczony maszynista i szkolący się kandydat na maszynistę. Żaden z nich nie uruchomił przyciskiem bezpieczeństwa hamowania awaryjnego. Pociąg uderzył w samochód z prędkością mniejszą od 60 km/godz, ale automatyczny sprzęg wystający przed pociągiem wbił się w auto powodując uraz głowy kursantki, która w wyniku odniesionych urazów zmarła.
Wypadek w Szaflarach. Nagranie z kamery w pociągu, tuż przed zderzeniem. (Ministerstwo Infrastruktury, Fot: Państwowa Komisja Badania Wypadków Kolejowych)
Okazuje się, że kandydat na maszynistę, który widząc pojazd na przejeździe nie od razu rozpoczął hamowanie, co niewiele zmienia, gdyż jechał z dozwoloną tam prędkością 90 km/h, więc i tak nie miałby szans na zatrzymanie pociągu lub znacznie zmniejszenie jego prędkości.
Akt oskarżenia trafił do sądu rejonowego w Nowym Targu. Sad zażądał uzupełnienia materiału dowodowego. Prokuratura odwołała się od decyzji sądu. Sąd okręgowy Nowym Sączu częściowo uwzględnił stanowisko prokuratury, niemniej podtrzymał konieczność uzupełnienie materiału dowodowego w sprawie katastrofy (pokrzywdzonych musi być więcej niż jedna osoba).
(29.01.2020) Prokuratura szukają innych poszkodowanych wśród pasażerów pociągu. Jeżeli nikt się nie zgłosi sąd rejonowy rozpatrzy sprawę jako wypadek ze skutkiem śmiertelnym, co jest zagrożone karą więzienia do lat 8.
(13.04.2021) Wg FAKT poszukiwany jest biegły z zakresu kolejnictwa, który mógłby wydać opinię, ale jest duży problem z jego znalezieniem bowiem pociąg prowadził pod nadzorem kandydat na maszynistę. Dlatego nie ma wyznaczonej kolejnej daty rozprawy - mówi Bogdan Kijak, rzecznik sądu okręgowego w Nowym Sączu. Egzaminator wciąż nie przyznaje się do winy.
(16.01.2022) Wg redakcji Sądeczanina termin kolejnej rozprawy jest wyznaczony na 10 lutego w Sądzie Rejonowym w Nowym Targu. Rzecznik Sądu Okręgowego w Nowym Sączu Bogdan Kijak poinformował, że do sądu wpłynęła opinia biegłego z zakresu ruchu kolejowego dotycząca przyczyn i okoliczności tego wypadku.
(28.09.2022) Jak informuje TVN24.pl, zapadł wyrok w powyższej sprawie. Edward R. został skazany na 1,5 roku bezwzględnego więzienia. Mężczyzna ma również wypłacić rodzinie zmarłej 150 tys. złotych nawiązki. Dodatkowo dostał 5-letni zakaz wykonywania zawodu instruktora i egzaminatora prawa jazdy oraz 2-letni zakaz prowadzenia pojazdów. Wyrok nie jest prawomocny.