środa, 7 lipca 2021

376. Przystanek wiedeński i znak P-17 "linia przystankowa"

376. Przystanek wiedeński oznaczony znakiem P-17 "linia przystankowa"

Wielu kierujących, rzekomo właściwie szkolonych i egzaminowanych, zastanawia się nie tylko nad tym kiedy, zgodnie z obowiązującym prawem, a nie budzącą wątpliwości praktyką,  używać kierunkowskazów oraz czy rondo jest skrzyżowaniem w rozumieniu zasad ruchu drogowego, ale nawet nad tym, czy wolno wjechać na przystanek bez wysepki i zatrzymać się lub przejechać obok stojącego na nim tramwaju? Czy wolno przy otwartych drzwiach stojącego na przystanku tramwaju ruszyć i jechać wzdłuż niego? Czy należy zatrzymać się przed przystankiem gdy zbliża się do niego tramwaj? Czemu służy znak P-17 "linia przystankowa" popularnie zwana "żmijką"? Czym wreszcie jest przystanek wiedeński wg obowiązującego w Polsce i Polskę prawa o ruchu drogowym, skoro, tak jak brak w nim słowa RONDO, nie ma w nim także tego określenia? 

Zostawmy ronda, skrzyżowania i kierunkowskazy w spokoju, przynajmniej na jakiś czas , bo tu nadal co egzaminator WORD lub funkcjonariusz Policji, to inne prawo, i zajmijmy się przystankiem. 

Zgodnie z art. 2.13 ustawy Prawo o ruchu drogowym (prd) przystanek, to miejsce zatrzymania się pojazdów transportu publicznego, oznaczone odpowiednimi znakami drogowymi. Tymi znakami są: znak D-15 "przystanek autobusowy", D-16 "przystanek trolejbusowy" i D-17 "przystanek tramwajowy" oraz znak poziomy P-17 "linia przystankowa" w postaci charakterystycznej "żmijki".

Wszystkie przystanki, które wymagają od  pasażerów wejścia na jezdnię są dla nich niebezpieczne oraz wyjątkowo niekomfortowe przy wsiadaniu i wysiadaniu. 

Dla poprawy tego komfortu buduje się przystanki zwane wiedeńskimi, których cechą jest  wyniesiona na  całej długości przystanku, do poziomu chodnika,  jezdna

1. Przystanek wiedeński w Bydgoszczy
Samochód zatrzymał się na prawym pasie jezdni przed znakiem  P-17

Ten wyniesiony fragment jezdni, zwany rampą przystankową, oznacza się dodatkowo znakiem P-17 "linia przystankowa", popularnie zwanym "żmijką", co jednoznacznie wskazuje na to, że mamy tu do czynienia z jezdnią przeznaczoną dla ruchu pojazdów. Niestety wielu pieszych, a nie wszyscy z nich są kierowcami, traktuje rampę jak chodnik, co pokazuje na jak niskim poziomie jest edukacja komunikacyjna polskiego społeczeństwa.

 2. Beztroskie spotkanie młodzieży na prawym pasie jezdni drogi przeznaczonej dla ruchu pojazdów

3. Pieszy musi oczekiwać na tramwaj na chodniku, tu przed żółtą linią krawędziową

Przy zatrzymaniu tramwaju na przystanku bez wyspy, zatem także na wiedeńskim, pasażerowie muszą czekać na tramwaj na chodniku. Mogą wejść na jezdnię dopiero wtedy, gdy tramwaj wjedzie na przystanek. Muszą zachować przy tym ostrożność, bowiem są i tacy nieodpowiedzialni kierowcy, którzy starają się wyprzedzić  zbliżający się do przystanku tramwaj lub go ominąć zanim motorniczy otworzy drzwi.

Z punktu widzenia zasad ruchu drogowego przystanek wiedeński, to taki sam przystanek jak każdy inny, na którym pojazd komunikacji miejskiej, najczęściej tramwaj, zatrzymuje się na jezdni w oddaleniu od jej krawędzi. Oznaczony jest on, co do zasady, poza znakiem "przystanek" także znakiem P-17 "linia przystankowa", którym oznacza się także "zwykłe" przystanki. 

Wyniesienie jezdni to udogodnienie dla pasażerów, szczególnie starszych, przy wchodzeniu i wychodzeniu z pojazdu na jezdnię, tak jak z chodnika. Dodatkowo wyniesiona jezdnia, podobnie jak na wyniesionych przejściach dla pieszych i przejazdach dla rowerzystów,  spełnia rolę progu zwalniającego. 

I tu kolejny temat dotyczący ogłupiania polskich kierujących. Uznawani za ekspertów, niestety jedynie z racji zajmowanych stanowisk i pełnionych funkcji, ignoranci wmawiają kierującym, policjantom oraz inżynierom ruchu, że znak P-17 służy jedynie wyznaczeniu na jezdni rzeczywistej długości przystanku, wtedy, gdy jest on dłuższy od 30 metrów, co nie jest prawdą. 

4. Marek Dworak, nie dość że przejeżdża obok otwartych drzwi tramwaju, to zatrzymuje się na rampie przystanku wiedeńskiego na linii P-17 (kadr z odc. 690 Jedź bezpiecznie)

Znak P-17 nie pozwala na zatrzymanie się na przystanku innych pojazdów niż uprawnione. Jest to niezbędne, by zapewnić pieszym swobodne i bezpieczne dojście, do pojazdu lub na chodnik. 

Gdy nie ma, w związku z warunkami ruchu, zakazu zatrzymania na przystanku innych pojazdów niż uprawnione, a przystanek jest dłuższy od 30 metrów, licząc po 15 metrów w obie strony od słupka przystankowego, wtedy stawia się po prostu  dwa słupki przystankowe w pewnej odległości od siebie czyniąc z jednego przystanku dwa.  

Zgodnie z §90.1 rozporządzenia w sprawie znaków i sygnałów drogowych znak P-17 "linia przystankowa" wyznacza na jezdni miejsce przystanku pojazdów wymienianych w §51 i oznacza, że zakaz zatrzymywania się innych pojazdów na przystanku obwiązuje na całej długości linii

W tej dyspozycji nie ma wyłączenia dla zatrzymania wynikającego z warunków ruchu, o czym jest mowa w  art. 49.1.9 ustawy Prawo o ruchu drogowym. Czytamy tam, że zabrania się zatrzymania pojazdu w odległości mniejszej od 15 metrów od słupka lub tablicy oznaczającej przystanek, a na przystanku z zatoką na całej jej długości. Ważne jest tu zastrzeżenie art. 49.4 prd, wg którego  powyższy zakaz nie dotyczy unieruchomienia pojazdu wynikającego z warunków lub przepisów ruchu drogowego

W dyspozycji znaku P-17 nie ma takiego zastrzeżenia, zatem na "żmijce" zabronione jest także zatrzymanie wynikające z warunków ruchu drogowego, co jest istotą tego rozwiązania komunikacyjnego. 

Na "linii przystankowej" może zatrzymać się jedynie uprawniony pojazd, dlatego inne pojazdy nie wjeżdżają na "linię przystankową" jeżeli za nią nie ma miejsca na ewentualne zatrzymanie pojazdu z powodu przepisu lub warunków ruchu, np. przed sygnalizatorem. 

Warto wiedzieć, że znak P-17 nie może być dłuższy od 60 metrów, przy czym jego koniec, dla kierującego pojazdem początek, musi znajdować się w odległości 15 metrów od słupka przystankowego. Miejsce zatrzymania przed znakiem P-17 może być dodatkowo oznaczone linią warunkowego zatrzymania złożoną z prostokątów (znak P-14).  Taki znak powinien być namalowany na jezdni przed wjazdem na rampę przystanku wiedeńskiego.

Przypomnijmy sobie jeszcze czy w świetle obowiązującego prawa wolno przejeżdżać obok stojącego na przystanku, z otwartymi drzwiami, tramwaju? Niestety i tu mamy różne szkoły ogłupiania kierujących przez ich nauczycieli. 

Zgodnie z art. 26.6 prd kierujący pojazdem jest obowiązany zachować szczególną ostrożność przy przejeżdżaniu obok oznaczonego przystanku tramwajowego nieznajdującego się przy chodniku.

Przepis dotyczy zatem także przejeżdżania obok przystanku z wysepką dla pasażerów  oraz obok przystanku wiedeńskiego, nawet wtedy, gdy nie ma na nim tramwaju. 

Jeżeli przystanek nie jest wyposażony w wysepkę dla pasażerów, a na przystanek wjeżdża tramwaj lub stoi na nim, kierujący jest obowiązany zatrzymać pojazd w takim miejscu i na taki czas, aby zapewnić pieszemu swobodne dojście do tramwaju lub na chodnik

W tym miejscu zaczyna się swoboda w określeniu miejsca zatrzymania oraz czasu potrzebnego  pasażerowi do swobodnego dojścia do drzwi tramwaju lub do chodnika. 

Tu także mamy różne szkoły z prywatnymi poglądami ich nauczycieli oraz jednoznaczne wyroki sądów za spowodowanie uszczerbku na zdrowiu pasażera, który miał prawo,  przy otwartych drzwiach tramwaju i braku sygnału ostrzegawczego nadawanego przez motorniczego przed ich zamknięciem, w każdej chwili opuścić tramwaj lub do niego wejść.  Przepis dotyczy także autobusów oraz trolejbusów, bowiem:

Przepisy te stosuje się odpowiednio przy ruchu innych pojazdów komunikacji publicznej.

W praktyce oznacza to, że widząc zbliżający się do przystanku tramwaj kierujący zwalnia i zatrzymuje się za ostatnim wagonem stojącego już na przystanku tramwaju, a gdy tramwaj zastał go na przystanku, na który, przy braku na nim tramwaju i  znaku P-17, mógł wjechać, powinien zatrzymać pojazd przy krawędzi jedni między jego drzwiami. Obaj powinni stać tak, aż do zamknięcia drzwi tramwaju przez motorniczego.  

Nie jest prawdą, że gdy kierowca uzna, wróżąc z fusów, że już wszyscy pasażerowie wsiedli lub wysiedli z tramwaju, a ten ma jeszcze otwarte drzwi, można ruszyć i jechać obok niego, niby to zachowując przy tym ostrożność. Jest to ewidentne naruszenie art.3.1 ustawy Prawo o ruchu drogowym, który wprost nakazuje unikać wszelkiego działania, które mogłoby spowodować zagrożenie bezpieczeństwa lub porządku ruchu drogowego, ruch ten utrudnić, albo w związku z ruchem zakłócić spokój lub porządek publiczny oraz narazić kogokolwiek na szkodę.

Kiedy tramwaj stoi na przystanku i ma otwarte drzwi, tak naprawdę nie wiemy, czy któryś z pasażerów nie zechce jednak wejść lub wejść w ostatniej chwili z tramwaju, lub chcąc zdążyć nie wybiegnie, np. z przed tramwaju wpadając przy tym pod koła lub spadając z tramwaju na samochód. Bardzo często jako ostatni wychodzą pasażerowie z wózkami dziecięcymi, które wymagają wiele miejsca przy wyjściu.  

Stoimy zatem obok lub za tramwajem do czasu aż motorniczy zamknie drzwi, a zwykle to robi tuż przed ruszeniem wszystkich, np. po zmianie sygnału na sygnalizatorze. 


Przy braku znaku P-17 na jezdni można wjechać na przystanek, lub będąc na nim ruszyć wtedy, gdy zostaną w tramwaju zamknięte wszystkie drzwi i po ruszeniu zatrzymać się ponownie obok tramwaju, jeżeli wynika to z warunków ruchu, np. w związku z  sygnalizacją. 

Jeżeli na jezdni znajduje się znak P-17 wjechać na przystanek, a dokładnie przejechać przez przystanek bez zatrzymania, można także dopiero po zamknięciu drzwi w tramwaju. Dodatkowym wymaganiem jest tu to, by za "żmijką" było miejsce na ewentualne zatrzymanie pojazdu. 

5. Przystanki wiedeńskie tramwajowo-autobusowe po obu stronach jezdni we Wrocławiu
Jadący ryzykują zatrzymaniem na znaku P-17 w związku z sygnalizacją świetlną na skrzyżowaniu za przystankiem

Zgodnie z wymaganiami obowiązujących przepisów, gdy za oznaczonym znakiem P-17 przystankiem nie ma miejsca na zatrzymanie, lub gdy na przystanku stoi uprawniony pojazd, zawsze zatrzymujemy się bezpośrednio przed "linią przystankową" lub na linii warunkowego zatrzymania, a na przystanku wiedeńskim przed  tym przystankiem, czyli przed tak oznaczoną wyniesioną do poziomu chodnika jezdnią na linii warunkowego zatrzymana, jak tu we Wrocławiu na poniższym filmie.

https://youtu.be/YhhegUEOLoM

Opracował Ryszard R. Dobrowolski

 


wtorek, 6 lipca 2021

375. Pierwszeństwo pieszego wg prawnika M. Małeckiego (nieuprawnione tendencje)

375. Pierwszeństwo pieszego wg karnisty Mikołaja Małeckiego
(nieuprawnione tendencje)
 


Jeden z moich anonimowych czytelników, na pewno nie fan tego bloga, zwrócił mi uwagę na zupełnie odmienne zdanie w sprawie pierwszeństwa pieszego wchodzącego na przejście dla pieszych, od tego które prezentuję na blogu. Powołał się na wypowiedź Mikołaja Małeckiego prowadzącego blog Dogmaty Karnisty, doktora habilitowanego nauk prawnych, adiunkta w Katedrze Prawa Karnego Uniwersytetu Jagiellońskiego i zarazem prezesa Krakowskiego Instytutu Prawa Karnego. 

Zapoznałem się z tym artykułem, bowiem mało jest prawników odważnie podejmujących się fachowej oceny obowiązującego prawa o ruchu drogowym, które tym razem, wbrew intencjom ministerialnych urzędników i składanym deklaracjom przez przedstawicieli rządu, w interesującej nas części, na szczęście ni jak się ma do tych intencji i zapowiedzi.

Niestety Pan Mikołaj Małecki postanowił wmówić czytelnikom, że to co uchwalił Sejm RP jest zgodne z intencjami rządu. Stwierdził, że dokładna analiza wprowadzonych przepisów w ramach nowelizacji ustawy Prawo o ruchu drogowym polepsza sytuację pieszego na drodze. Otóż nie. Dyscyplinuje pieszych dla poprawy ich bezpieczeństwa na drodze publicznej, a dokładnie, na jej jezdni, co nie jest tym samym. 

Prawo o ruchu drogowym w zakresie zasad ruchu drogowego przeznaczone jest w pierwszym rzędzie dla milionów użytkowników dróg. Z tego powodu musi być proste w zapisie oraz elementarne i uniwersalne w stosowaniu, bowiem przeznaczone jest dla zwykłych obywateli w różnym wieku i o różnym wykształceniu. I co do zasady, gdyby nie sprzecza z nim szeroko rozumiana edukacja komunikacyjna i praktyka w zakresie egzaminowania kandydatów na kierowców, takim jest.  To prawo musi być jasne i nieskomplikowane, bo nie można było nim bezkarnie, świadomie lub nie, manipulować.

Nie ma w nim miejsca na nieuprawnione wymysły i interpretacje obarczone wiarą w nieomylność autorytetów rodem z poprzedniej epoki i obowiązywania Kodeksu drogowego z czasów stanu wojennego.

Na szczęście wykładnia doktrynalna, zwana także naukową, nie ma bezpośredniego znaczenia dla zwykłego śmiertelnika, ale może być bardzo niebezpieczna w momencie zmiany przepisów. Dzieje się tak gdy usiłuje tylnymi drzwiami, dla źle rozumianego dobra społeczeństwa, wprowadzić w doktrynie to, czego nie udało się przeforsować podczas uchwalania prawa.

Taka praktyka prezentowana przez dziennikarzy, osoby publiczne, w tym publicznie przez prawników i osoby odpowiedzialne za bezpieczeństwo w ruchu drogowym, jest niedopuszczalna, pomimo że z formalnego punktu widzenia to jedynie niewiążąca nikogo nieformalna wypowiedź, punkt widzenia, sposób podejścia do tematu,

Cytowałem poprzednio wypowiedź prof. dr hab. Marcina Matczaka, wykładowcy Uniwersytetu Warszawskiego, który stwierdził, że kierujący pojazdem dla swojego bezpieczeństwa prawnego powinien założyć, że "wchodzenie" zaczyna się w momencie zbliżenia się pieszego do granicy przejścia, nawet jeśli jeszcze jej nie przekracza

Zatem prawo mówi jednoznacznie o przekraczaniu granicy między jezdnią i chodnikiem lub poboczem, ale oskarżyciel publiczny może uznać wbrew temu prawu, że wchodzenie zaczyna się w oddaleniu od tej granicy i przejścia, a to jak daleko od niego, to kolejne możliwości nieuprawnionych manipulacji.

Okazuje się, że także w Krakowie, gdzie narodziła się, dziś obejmująca już całą Polskę, patologia bezprawnego dodawania znaku C-12 "ruch okrężny" do znaku A-7 "ustąp pierwszeństwa" na kierunkowo zorganizowanych budowlach drogowych typu rondo o podporządkowanych wszystkich wlotach, także mamy prawników, którzy tego nie raczą zauważyć, i bez żenady tworzą nowe pozaustawowe prawo dotyczące pierwszeństwa pieszych zbliżających się do przejścia, niczym pojazd do skrzyżowania.

Wadliwe rozumienie troski o bezpieczeństwo pieszego powoduje, że odpowiedzialność pieszego za lekceważące podejście do życia,  usiłuje się przenieść bezprawnie na kierujących. 

Odnośnie wchodzących na przejście dla pieszych, z punktu widzenia kierowcy, nic się nie zmieniło, poza tym, że naprawiono to co kiedyś zepsuto. A tak przy okazji. Ciekawe kiedy za sprawą prawników zostanie naprawiony bubel mówiący o tworzeniu korytarza ratunkowego, jak nigdzie na świecie, przez zbliżenie się do krawędzi pasa ruchu?

Nowelą przeniesiono przepis o wchodzącym na przejście z rozporządzenia w sprawie znaków i sygnałów drogowych do ustawy Prawo o ruchu drogowym, pozwalając przy tym motorniczym na to czego doświadczają maszyniści prowadzący lokomotywy. 

Nowela dyscyplinuje pieszych, by uświadomić im, że przejście dla pieszych to nie chodnik, co wmawiano pieszym od czasów PRL. Piesi muszą być wreszcie świadomi tego, że przejście dla pieszych to jezdnia drogi przeznaczona dla ruchu pojazdów. 

Wchodzenie na jezdnię, tak jak wjazd na chodnik, to rzeczywiście proces. To przekraczanie granicy między jezdnią a chodnikiem wymagające podjęcia decyzji, analizy bezpieczeństwa i należytej uwagi oraz niezbędnej rozwagi. 

Pojazd na chodniku oraz w strefie zamieszkania nie ma pierwszeństwa przed pieszym, ale pieszy będąc już na przejściu lub na nie wchodząc, bez wymuszenia pierwszeństwa, to pierwszeństwo nabywa

Nie jest prawdą, że wchodzący na przejście, a tym bardziej będący jeszcze na chodniku, ma bezwzględne pierwszeństwo przed pojazdami. To taka sama bzdura jak to, że przejście to przedłużenie chodnika, a przejazd dla rowerzystów to droga rowerowa.   Pieszy ma zachować szczególną ostrożność, skupić uwagę na jezdni i nie wchodzić pod nadjeżdżający, także z dozwoloną prędkością, pojazd. 

Nie jest też prawdą, że kierujący ma obowiązek zwolnić, a nawet się zatrzymać, przed przejściem na którym nie ma pieszych i żaden pieszy na nie wchodzi. Wbrew temu co pisze na blogu dr Matczak, kierujący nie ma  także obowiązku, a nawet prawa, widząc przed przejściem grupę pieszych, zatrzymać przed przejściem swój pojazd. 

Może zwolnić i gdy piesi będą bezpiecznie wchodzić na przejście, wtedy dopiero ewentualnie, bezpiecznie dla innych kierujących i pieszych, zatrzymać pojazd, co będzie wynikało z warunków ruchu, a nie wymysłów o ograniczonym zaufaniu. Nagłe zatrzymanie pojazdu przed przejściem bez prawnego powodu powoduje wyprzedzanie oraz najechania z tyłu, co wprost zagraża bezpieczeństwu pieszych.  

Wmawianie pieszemu, że wchodząc na przejście ma pierwszeństwo przed pojazdami, to zmuszenie kierującego do nagłego hamowania lub zmiany toru jazdy, co jest wymuszeniem pierwszeństwa przez pieszego. 

Jestem za tym, by w strefach ograniczonej prędkości obowiązywał przepis w którym będzie zapisane, że zbliżający się do przejścia pieszy, z wyraźnym zamiarem wejścia na nie, miał możliwość bezpiecznego na nie wejścia. Jak na razie takiego przepisu nie ma, a na drogach o wyższych prędkościach i wielu pasach ruchu mam nadzieję, że nigdy nie będzie. Tam przejścia dla pieszych, jeżeli muszą być, powinny być  kierowane.
Ryszard R. Dobrowolski - 06.07.2021

Rzecznik MI potwierdził, że wchodzący to przekraczający granicę chodnika i jezdni, a nie zbliżający się do przejścia. 


sobota, 26 czerwca 2021

374. Pierwszeństwo pieszego który wchodzi na przejście, w praktyce

 374. Pierwszeństwo pieszego który wchodzi na przejście,  w praktyce

Oto do czego prowadzi wmawianie pieszym, że wchodząc na przejście dla pieszych mają zawsze bezwzględne pierwszeństwo,  a pojazdy muszą sie przed przejściem zatrzymać nawet wtedy, gdy na przejściu nikogoi nie ma i nikt na nie, zachowując rozsądek, nie wchodzi. 


Ponieważ jest to wypadek, za który grozi kierującemu do trzech lat więzienia, Policja nadal wyjaśnia okoliczności tego zdarzenia w celu przekazania materiału ze śledztwa Prokuraturze.







https://fb.watch/6mIH-wEg3Y/

Przypominam, że :

Zgodnie z nowymi przepisami, pieszy wchodzący na przejście dla pieszych* ma pierwszeństwo przed pojazdem (za wyjątkiem tramwaju). Kierujący pojazdem zbliżając się do przejścia dla pieszych, jest obowiązany zachować szczególną ostrożność  oraz zmniejszyć prędkość tak, aby nie narazić na niebezpieczeństwo pieszego znajdującego się na tym przejściu albo na nie wchodzącego i ustąpić pierwszeństwa pieszemu znajdującemu się na tym przejściu albo wchodzącemu na to przejście.

*) Wchodzącym na przejście jest ten, kto przekracza granicę chodnika (pobocza, drogi dla pieszych) i jezdni w miejscu oznaczonym znakami drogowymi jako przejście dla pieszych.  Przepisy nie zwalniają pieszego podczas wchodzenia i przechodzenia przez jezdnię z obowiązku zachowania szczególnej ostrożności, do rezygnacji z wejścia na jezdnię włącznie. Nadal zabrania się pieszemu wchodzenia na jezdnię bezpośrednio przed jadący pojazd, czyli taki którego kierujący nie będzie musiał awaryjnie hamować. Tu warto przypomnieć pieszym, że na drogę hamowania ma wpływ, poza stanem nawierzchni i opon, także czas reakcji kierującego oraz czas zadziałania hamulców. Jest to czas ok. 1 sekundy. W tym czasie pojazd toczy się rozpędem. Przy 50 km/h pokonuje łatwy do zapamiętania dystans ok. 13 metrów. Samochód zacznie rzeczywiście hamować dopiero po jego pokonaniu.   

Pieszy winien zatem rozejrzeć się i ocenić prędkość nadjeżdżających  pojazdów oraz ich odległość, a gdy są zbyt blisko lub zbyt rozpędzone zrezygnować z wejścia, bowiem pierwszeństwo nie jest bezwarunkowe. 

Przede wszystkim pieszy musi upewnić się, że wejście na jezdnię będzie dla niego bezpieczne. 

Na prezentowanym filmie piesza widziała nadjeżdżający z przeciwnego kierunku pojazd, a mimo to, robiąc zwrot w prawo o 90 stopni, weszła na przejście. Na domiar złego zatrzymała się na nim przed hamującym pojazdem. Nonszalancja czy głupota?


Autor Ryszard R. Dobrowolski


Niestety błędy ekspertów staja się dla wielu obowiązującą normą, a to początek bezprawia i samowoli. Eksperci, w tym prawnicy i biegli sadowi, zamiast uczyć ogłupiają twierdząc, że wchodzącym na przejście dla pieszych jest stojący lub idący po chodniku. Rzecznik MI potwierdził, że wchodzący to przekraczający granicę chodnika i jezdni, a nie zbliżający się do przejścia. https://youtu.be/YXSorcgPdcI


wtorek, 15 czerwca 2021

373. Nowe przepisy. Pierwszeństwo pieszego i bezpieczna odległość na autostradzie.

373. Nowe przepisy. 

Pierwszeństwo pieszego, czyli jak Marek Dworak kolejny raz wymyśla przepisy których nie ma

Kiedy powstawał ten wpis upływały dwa tygodnie od wejścia w życie noweli ustawy Prawo o ruchu drogowym, a teraz minął kolejny tydzień i wymyślania bzdur nie ma końca. Kolejny raz do grona ogłupiaczy dołączył Marek Dworak w odcinku 846 "Jedź bezpiecznie".  Zatem jaka jest prawda dotycząca wchodzących na przejście dla pieszych? 

https://autokult.pl/40599,zmiany-od-1-czerwca-w-kwestii-przechodzenia-przez-jezdnie-wyjasniamy-detale

Do napisania tego opracowania skłonił mnie cytat z artykułu "Autokult" autorstwa red. M. Łobodzińskiego, a dokładnie wypowiedź prof. dr hab. Marcina Matczaka, wykładowcy na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego oraz m.in. specjalistę interpretacji prawniczej i sądowego stosowania prawa. 

Pan profesor trafnie określił znaczenie wchodzącego na przejście, bowiem to dawno załatwiona sprawa z czasów wprowadzenia pierwszeństwa wchodzącego na przejście do rozporządzenia w sprawie znaków i sygnałów drogowych. 

Zbulwersowało mnie jednak coś innego. Profesor stwierdził, że Dla bezpieczeństwa fizycznego przechodnia i dla swojego bezpieczeństwa prawnego lepiej założyć, że "wchodzenie" zaczyna się w momencie zbliżenia się pieszego do granicy przejścia, nawet jeśli jeszcze jej nie przekracza. Gdyby — nie daj Boże — doszło do kolizji, zasady odpowiedzialności kierowcy powodują jednak, że sądy będą najprawdopodobniej przyjmować ścisłe rozumienie "wchodzenia", a więc przekraczania granicy między chodnikiem a przejściem . 

Czyżby  profesor sugerował, że sądy, wbrew obowiązującemu prawu, będą w orzekaniu stosowały także samowolę i sprzeczne  z nim opinie biegłych sadowych, także takich którzy nie wiedzą, że nie ma biegłych sądowych z zakresu prawa o ruchu drogowym?

Były policjant stołecznej drogówki Wojciech Pasieczny, dziś prezes fundacji Zapobieganie Wypadkom Drogowym, zależnej od oficyny wydawniczej Grupa IMAGE, która wydaje ogłupiające kandydatów na kierowców i kierowców  książki autorstwa Zbigniewa Drexlera i Henryka Próchniewcza,  i zarazem biegły sądowy w zakresie rekonstrukcji wypadków drogowych i niczego więcej, w wywiadzie dla portalu BRD 24.pl zapowiada z rozbrajającą szczerością ignoranta, że:  Nie ma więc wprost przepisu, który mówi, że pieszy zbliżający się do przejścia ma pierwszeństwo, ale – w mojej ocenie [BIEGŁEGO SĄDOWEGO - przyp. RRD] – kierowca, żeby zachować się zgodnie z prawem i ustąpić mu podczas wchodzenia, powinien wcześniej podejmować decyzje, czyli gdy widzi zbliżanie się pieszego do „zebry”.

Jest to nieuprawnione nadużycie i sugerowanie, sprzeczne z obowiązującym prawem, że pieszy będąc na chodniku  ma pierwszeństwo przed pojazdem. Biegły sądowy i były policjant drogówki myli prawo do pierwszeństwa  ze szczególną ostrożnością.

Pieszy go nie ma nawet wtedy gdy wchodzi na przejście, jeżeli  nie zachowa szczególnej ostrożności i wejdzie bezpośrednio przed nadjeżdżający pojazd, ignorując przy tym jego prędkość i odległość.  

Nie jest prawdą, że ma  pierwszeństwo, tylko z tego powodu, że wchodzi na przejście, a tym bardziej gdy się do niego dopiero zbliża. Takie wymysły, bez zmian legislacyjnych, są szczególnie niebezpieczne dla pieszych. Pobożne życzenia ministerialnych urzędników, którzy nie potrafili przekonać posłów do tego, by ustanowili prawo zgodne z ich oczekiwaniami, nie są obowiązującym prawem.

Ostatnio do grona ogłupiaczy dołączył także Marek Dworak, który publicznie stwierdził, że zbliżając się do przejście dla pieszych, na którym nie ma pieszych i żaden pieszy na nie wchodzi, kierowca ma obwiązek zwolnić.

(Kadr z filmu https://youtu.be/_EIJq7ZwdQA)

Nie ma takiego przepisu i nigdy takiego przepisu nie było!!! 

Czymś innym jest łagodne zmniejszenie prędkości przed przejściem dla pieszych w celu ułatwienia wejścia na jezdnię pieszym oraz umożliwienie właściwego zachowania jadącym obok i za zwalniającym, a czymś innym prawny obowiązek wynikający, wbrew wymysłom uznawanym za ekspertów ignorantów, z zapisów prawa o ruchu drogowym. Nawet uzasadnione oczekiwania, NIE SĄ OBIWIĄZUJĄCYM prawem. 

Sejm RP, wbrew intencjom Ministerstwa Infrastruktury i złożonego projektu noweli przepisu o pierwszeństwie pieszych, poza przeniesieniem zapisu o pierwszeństwie wchodzących na przejście dla pieszych z rozporządzenia do ustawy, naprawiając błąd legislacyjny, niczego więcej, niż to co było, nie zrobił. 


1. Pierwszeństwo pieszych.

Dawniej wmawiano pieszym, by zachęcić ich do korzystania z przejść dla pieszych, że przejście to dla nich bezpieczny azyl, że to przedłużenie chodnika. Teraz wmawia się, że maja pierwszeństwo zbliżając się do przejścia. Oby i tym razem nie uwierzyli na słowo ekspertom, tak samo bezkrytycznie jak kierowcy i egzaminatorzy WORD uwierzyli ekspertom z czasów PRL w sprawie budowli typu rondo i znaczenia znaku C-12 "ruch okrężny".  

Wiara w to, że przejście to chodnik doprowadziło to do tego, że koniecznym było wprowadzenie nowych przepisów dyscyplinujących pieszych, bowiem kierowcy od dawna są dyscyplinowani obowiązującym prawem. Niestety wciąż mają problem z wyobraźnią oraz podporządkowaniem się jego wymaganiom. 

Nie jest prawdą, że teraz pieszy, który stoi przed przejściem dla pieszych lub się do niego zbliża, ma pierwszeństwo przed pojazdami. 

Nigdy pieszy nie miał i, wbrew medialnym przekazom, nadal nie ma pierwszeństwa będąc na chodniku, drodze dla pieszych lub na poboczu przed przejściem, zatem ani gdy się do niego zbliża, ani gdy przed nim stoi.

Nie jest też prawdą, że teraz kierujący ma obowiązek zwolnić lub zatrzymać się przed przejściem dla pieszych, jeżeli zbliża się do niego, lub stoi przed nim, pieszy, by ustąpić mu pierwszeństwa.

Kierujący nie miał i nadal nie ma obowiązku zmniejszenia prędkości oraz zatrzymania pojazdu przed przejściem dla pieszych na którym nie ma pieszych i na które piesi nie wchodzą. Takie zatrzymanie jest wręcz naruszeniem przepisów, bowiem nie wynika ani z przepisu, ani z warunków ruchu, a zaskakując innych kierujących, np. na wielorasowej jezdni, zmusza ich do wyprzedzania lub nagłego hamowania, czym stwarzają zagrożenie w ruchu drogowym. Dlatego w wielu WORD takie zachowanie zdającego jest słusznie traktowane jako błąd. Co innego, gdy łagodnie zwolni i wtedy pieszy wejdzie bezpiecznie na przejście, ale nie będzie to wynikiem spełnienia wymagań nowego przepisu.

jeszcze raz przypomnę, że kulturalny kierowca może, co nie oznacza, że musi, zwolnić przed przejściem tak, by umożliwić pieszemu bezpieczne wejście na jezdnię i bezpieczne jego pokonanie. 

Dla wielu problemem jest określenie kim wg obowiązującego, od 1 czerwca 2021 roku, prawa jest "wchodzący" na przejście. 

Wbrew nieuprawnionym wymysłom, wchodzącym na przejście dla pieszych nie jest osoba, która zbliża się do niego, nawet z prawdopodobnym zamiarem wejście na nie, lecz ten, który przekracza granicę między chodnikiem, drogą dla pieszych lub poboczem, a jezdnią z oznaczonym na niej znakami przejściem dla pieszych, z zachowaniem szczególnej ostrożności  i świadomością tego, że jadący z dozwoloną prędkością pojazd nie zatrzyma się w miejscu.

Pierwszeństwo pieszego wchodzącego na przejście, tak jak wjeżdżającego rowerzysty na przejazd dla rowerzystów, nie jest niczym nowym. Było ono gwarantowane pieszemu (rowerzyście) w §47.4 rozporządzenia 170/2002 w sprawie znaków i sygnałów drogowych: Kierujący pojazdem zbliżający się do miejsca oznaczonego znakiem D-6 "przejście dla pieszych", D-6a "przejazd dla rowerzystów" albo D-6b "przejście dla pieszych i przejazd dla rowerzystów" jest obowiązany zmniejszyć prędkość tak, aby nie narazić na niebezpieczeństwo pieszych  lub rowerzystów znajdujących się w tych miejscach lub na nie wchodzących lub wjeżdżających.  

Obecnie ten przepis znajduje się w ustawie, spełniając wymagania legislacyjne. Jest wzmocniony nie tylko zakazem wejścia na przejście, ale także będącemu już na przejściu, bezpośrednio przed nadjeżdżający pojazd oraz zachowaniem szczególnej ostrożności, do zaniechania wejścia lub przejścia włącznie.  

Jeżeli chodzi o  kierujących, to nowela złagodziła przepis w stosunku do motorniczych tramwajów. Wchodzący na przejście pieszy  nie ma pierwszeństwa przed zbliżającym się do przejścia tramwajem. Innymi słowy, jeżeli pieszy zauważy zbliżający się do przejścia tramwaj, nie ma prawa wejścia na przejście, nawet wtedy gdy tramwaj jest wg niego w bezpiecznej od niego odległości.  

Nie zdejmując z pieszego zakazu wchodzenia bezpośrednio przed nadjeżdżający pojazd, nakazano pieszemu także koncentrowanie się na ruchu, a nie na ekranie smartfonu.

Pieszy musi uświadomić sobie, że wchodząc na przejście wchodzi na jezdnię przeznaczoną przede wszystkim dla ruchu pojazdów, tyle tylko, że w oznaczonym miejscu, dzięki czemu powinien być lepiej widoczny dla kierującego pojazdem, powiadomionym o takim miejscu znakami drogowymi.  Oczywiście nie zwalnia to kierującego pojazdem z nałożonych na niego obowiązków. 

Wmawianie pieszym i kierującym m.in. przez Marak Dworaka, że przepis dotyczący ustąpienia pierwszeństwa pieszym znajdującym się na przejściu lub na nie wchodzącym, czyli nie zmuszenia ich do zatrzymania, spowolnienia lub przyspieszenia kroku,  dotyczy także tych pieszych którzy znajdują się na chodniku lub poboczu i dopiero się do niego zbliżają, jest karygodnym nadużyciem, bowiem żaden przepis, wbrew intencjom ministerialnych urzędników, tak nie stanowi.

Czymś innym jest nawoływanie do bezpiecznego zachowania, a czymś innym wymyślanie nieistniejących przepisów, nawet wtedy gdy wynika to z troski o bezpieczeństwo uczestników ruchu. Takie zachowanie jest karygodnym naruszeniem prawa. 

Z drugiej strony jak to możliwe, by Ministerstwo Infrastruktury nie potrafiło przekonać posłów, także tych z Komisji, że nasze prawo ma być w tej materii zgodne z umowami międzynarodowymi.  Zapewne nie podnoszono tej kwestii z tego prostego powodu, że wbrew zapewnieniom i kłamliwym odpowiedziom na zapytania poselskie, do dziś dnia nie ogłoszono obowiązującej od 2006 roku jej sygnatariuszy, w tym Polski,  noweli Konwencji wiedeńskiej o ruchu  oraz o znakach i sygnałach drogowych i nie ogłoszono jej w Dzienniku Ustaw, co sprawia, że łamiąc międzynarodowe uzgodnienia, nowela Konwencji nie jest obowiązującym aktem prawnym w Polsce.  Tyle o pobożnych życzeniach wpływowych "ekspertów" wymyślających swoje prawo o ruchu drogowym. 

Inna sprawa to zarządzający ruchem drogowym, a bezpieczeństwo pieszych. Ich  troska powinna polegać nie tylko na uświadomieniu pieszemu, że nie jest on chronionym uczestnikiem ruchu drogowego, ale przede wszystkim na tym, by tam gdzie jest wzmożony ruch pieszych wprowadzać strefy ograniczonej prędkości do 20-30 km/h (znak B-43) i tam przejścia typu zebra. Natomiast poza tymi strefami powinny być budowane przejścia podziemne lub kładki, a gdy jest to niemożliwe, także ze względów finansowych, przejścia kierowane sygnalizacją świetlną oznaczone jedynie liniami krawędziowymi.

Przy wyłączonej sygnalizacji, tak jak poza przejściami,  pieszy musi być świadomy tego, że wtedy przechodząc przez jezdnię nie ma przed nikim pierwszeństwa, zatem ponosi pełną odpowiedzialność, za swoje bezpieczeństwo. 

Liczenie wyłącznie na szczęście, opiekę aniołów, empatię i kulturę osobistą uczestników ruchu, pociąga za sobą zbyt wiele ofiar, by na tym poprzestać.  

Opracował Ryszard R. Dobrowolski


środa, 9 czerwca 2021

372. Kierunkowskazy i jadący z przeciwnego kierunku przy "pierwszeństwie łamanym"

372. Kierunkowskazy i jadący z przeciwnego kierunku,
 na skrzyżowaniu na którym droga z pierwszeństwem zmienia swój kierunek
Rys. 1
Znak D-1 z tabliczką T-6a
wskazującą rzeczywisty przebieg drogi z pierwszeństwem
(zdjęcie nawiązuje do ogłupiającej kierujących  informacji ze strony Info-Car https://info-car.pl/new/aktualnosci/1618)

Od wielu lat, w różny sposób, staram się zwrócić uwagę na sprzeczność między obowiązującym od dwóch dekad w Polsce i Polskę prawem o ruchu drogowym, a praktyką w szkoleniu i egzaminowaniu kandydatów na kierowców, w edukacji inżynierów ruchu oraz w szkoleniu policjantów

Niestety błędne przekonanie, że ich wszystkich  przygotowano do zawodu zgodnie z obowiązującymi od dwóch dekad prawem o ruchu drogowym, zarówno co do jego litery jak i ducha, powoduje, że mijają kolejne lata, i poza lametami na temat złego stanu BRD w Polsce oraz lekceważenia prawa przez uczestników ruchu drogowego,  nic się nie zmienia. 

Karkołomne próby godzenia ze sobą sprzeczności, z powodu braku właściwej wiedzy tłumaczone kłamliwie wadliwością prawa, prowadzą niestety do samowoli interpretacyjnej i bezkarności osób odpowiedzialnych za właściwą edukację komunikacyjną polskiego społeczeństwa, prewencję oraz utrzymanie dróg. 

Zacznijmy od tematu właściwego używania kierunkowskazów na skrzyżowaniach, także tych na których droga z pierwszeństwem  zmienia swój kierunek (rys. 1). 

Niby wszystko jest jasne, a wciąż jedni kierowcy jadąc drogą z pierwszeństwem nie włączają przed takim skrzyżowaniem kierunkowskazów, a inni, jadąc dokładnie tak samo, włączają. Ci pierwsi, gdy droga z pierwszeństwem zmienia swój kierunek w prawo, jadąc prosto na jezdnię drogi podporządkowanej, włączają lewy kierunkowskaz, a ci drudzy, niezależnie czy jezdnia drogi z pierwszeństwem biegnie w lewo lub w prawo, kierunkowskazów nie włączają. 

W efekcie, kierunkowskazy, które zgodnie z wymaganiami art. 22.5 ustawy prawo o ruchu drogowym mają powiadomić innych uczestników ruchu drogowego o zamiarach kierującego, nie spełniają swojej  roli. Należy pamiętać, że włączenie kierunkowskazów, wtedy gdy nie jest to wymagane, jest takim samym wykroczeniem, jak ich nie włączenie, wtedy gdy jest to wymagane, bowiem w obu przypadkach tak samo wprowadza się innych w błąd. 

Na pytanie, które zachowanie jest zgodne z obowiązującym prawem, a które z tym prawem sprzeczne, każdy zna odpowiedź, ale będą one różne, a przecież prawo o ruchu drogowym jest jedno. Ktoś, przekonany o swojej właściwej wiedzy jest niewątpliwie w błędzie. 

Trudno na blogu popularyzującym obowiązujące od dwóch dekad zasady ruchu, gdzie koncentruję się na  pochlebstwach lecz, w trosce o poprawę bezpieczeństwa w ruchu drogowym, na wytykaniu błędów w szkoleniu i egzaminowaniu, które zaprzeczają temu prawu, zadowolić wszystkich.  

Szczególnie trudno przekonać do prawdy tych, którzy z góry zakładają,  że nie mam racji, wiedzy i kompetencji,  bowiem jedynymi "ekspertami" są obecni i byli egzaminatorzy MORD, WORD i PORD, a cała reszta to jedynie ciemna masa, by nie użyć bardziej dosadnych określeń, z taką łatwością używanych na forach internetowych, nie tylko przez etatowych hejterów dbających o partykularne interesy wpływowych "ekspertów". 

Niestety portale motoryzacyjne zatrudniają entuzjastów motoryzacji, bez właściwej wiedzy merytorycznej z zakresu prawa o ruchu drogowym, którzy uważają, że kurs na uprawnienia do prowadzenia pojazdów mechanicznych czyniony zgodnie z wymaganiami prawa korporacyjnego WORD, w wielu ważnych dla BRD sprawach sprzecznego z prawem ustawowym i międzynarodowymi umowami, upoważnia ich do tego, by z pełną odpowiedzialnością, także za życie i zdrowie użytkowników dróg publicznych, mieli prawo tłumaczyć innym obowiązujące zasady ruchu. Podstawowy błąd to, tak jak na stronie www.info-car.pl, mylenie kierunku jazdy z kierunkiem ruchu pojazdu.
 
Zacznijmy od pytania. W jakim celu, organizator ruchu znakami drogowymi zmienia przebieg drogi z pierwszeństwem na skrzyżowaniu w rozumieniu zasad ruchu (art. 2.10 ustawy prd), by nie biegła ona klasycznie prosto, lecz by zmieniała swój kierunek w lewo lub w prawo.

Wzorując się na drogach, które w naturalny sposób tak właśnie biegną, świadomie zmienia się ich przebieg po to, by pojazdy poruszające się głównym ciągiem komunikacyjnym, a także pojazdy komunikacji miejskiej, nie musiały na skrzyżowaniu opuszczać jezdni drogi po której się poruszają, ze wszystkimi tego konsekwencjami. Dzięki temu drogą z pierwszeństwem nie zmieniają kierunku jazdy, a jedynie kierunek ruchu, nie skręcając na jezdnię drogi poprzecznej nie  muszą ustępować pierwszeństwa pojazdom nadjeżdżającym, wg poprzedniego układu jezdni dróg, z przeciwnego kierunku,  pieszym przechodzącym przez jezdnie drogi poprzecznej oraz zbliżającym się do niej rowerzystom, gdyż nie jest  ona już drogą poprzeczną.

Innymi słowy czyni się to po to, by kierujący jechał dokładnie tak jak gdyby ta droga nie zmieniała na skrzyżowaniu swojego kierunku, albo tak samo jak to jest na łukach drogi poza skrzyżowaniami. Otóż jadąc zgodnie z przebiegiem jezdni drogi kierujący, by jej nie opuścić, musi jedynie zmienić kierunek ruchu swojego pojazdu.  

Dzięki temu rozwiązaniu (organizacji ruchu) kierujący jadąc drogą z pierwszeństwem  przed skrzyżowaniem nie musi zmieniać pasa ruchu, gdyż co do zasady powinien nadal poruszać się możliwie blisko prawej krawędzi jezdni (art. 16.4 ustawy prd), a jeżeli ten pas jest np.  zajęty, może jechać innym pasem ruchu jezdni drogi z pierwszeństwem, pamiętając jedynie o zakazie wyprzedzania. Co oczywiste, jadąc po łuku drogi z pierwszeństwem niczego nie sygnalizuje. Jeżeli zechce jezdnię drogi z pierwszeństwem opuścić lub na niej zawrócić, musi zająć właściwy pas ruchu przed wjazdem na skrzyżowanie i włączyć właściwy co do zamiaru kierunkowskaz.  

Dla sygnalizowania zamiaru zmiany kierunku jazdy nie ma znaczenia kąt lub promień załamania drogi z pierwszeństwem, zarówno na  jak i poza skrzyżowaniem, bowiem zmiana kierunku jazdy, to zawracanie lub opuszczenie jezdni drogi z jej lewej lub prawej strony, bez związku z koniecznością kręcenia kierownicą czyli zmianą kierunku ruchu pojazdu. 

Oczywiście tym co napisałem narażam się 25-tysięcznej armii instruktorów i wykładowców ośrodków szkolenia kierowców, egzaminatorom ośrodków ruchu drogowego, armii wpływowych ekspertów oraz milionom wadliwie wyszkolonych kierowców.  


Trudno na blogu popularyzującym obowiązujące od dwóch dekad zasady ruchu zadowolić wszystkich, a szczególnie tych, którzy z góry zakładają,  że nie mam racji, wiedzy i kompetencji,  bowiem jedynymi "ekspertami" są obecni i byli egzaminatorzy MORD, WORD i PORD, a cała reszta to jedynie ciemna masa, by nie użyć bardziej dosadnych określeń, z taką łatwością używanych na forach internetowych.

Goszcząc, dzięki moderatorom, na branżowym forum "Instruktorzy Nauki Jazdy - dyskusje, porady, szkolenia, pomoc" przekonałem się, podobnie jak to było na forum internetowym L-instruktor, założonym przez Grupę IMAGE, że kadra instruktorska nie ma świadomości tego, że błędy szkolących ich "ekspertów" uznała bezkrytycznie za obowiązujące zasady ruchu, a powtarzane i powielane od lat na kursach i w książkach wymysły i kłamstwa uznała za prawdę. 

Oto przykład.

Dziennikarz-redaktor, lektor filmowy z branży BRD, instruktor i wykładowca nauki jazdy, jak sam siebie określa,  Ten nauczyciel zasad ruchu drogowego, wspierany nawet przez byłego egzaminatora ze szczecińskiego ośrodka ruchu drogowego, tak opisuje zasady sygnalizowania zamiarów kierującego jadącego drogą z pierwszeństwem, która na skrzyżowaniu zmienia swój kierunek:

W tej sytuacji
nie ma znaczenia przebieg drogi z pierwszeństwem. Jedziesz prosto to bez kierunkowskazów, bo niby jaki włączysz jadąc prosto? Zamierzasz skręcić w lewo, włączasz lewy kierunkowskaz, a gdy w prawo, prawy. 

Oczywiście taki sposób rozumienia obowiązującego prawa jest przekazywany kandydatom na kierowców. Z powyższego wynika, że nauczyciele zasad ruchu drogowego, by sprostać wymaganiom egzaminatorów z regionalnych ośrodków ruchu drogowego, nie uświadamiają sobie nawet tego, że mijają się z prawdą i zamiast uczyć ogłupiają.  

Droga na skrzyżowaniu noże biec dowolnie, a  tabliczek T-6 używa się tylko wtedy, gdy zmiana przebiegu drogi lub układ dróg podporządkowanych na skrzyżowaniu może zaskoczyć kierującego. 

A co ma zrobić wadliwie wyedukowany kierowca widząc przed sobą takie tabliczki T-6a, 
które wskazują rzeczywisty przebieg drogi z pierwszeństwem oraz układ dróg podporządkowanych?

Ma zachować się tak, jak na każdym innym skrzyżowaniu, bowiem przebieg drogi z pierwszeństwem oraz układ i ilość dróg podporządkowanych na skrzyżowaniu nie ma żadnego znaczenia dla obowiązku sygnalizowania, zgodnie z wymaganiami art. 22 ustawy Prawo o ruchu drogowym, zamiaru zmiany kierunku jazdy.

Przepisy są jednoznaczne, proste i uniwersalne, bowiem służą ludziom w różnym wieku i różnym wykształceniu, co nie zwalnia nikogo z ich właściwego rozumienia. 

Okazuje się, że nawet proste i oczywiste  może być opacznie rozumiane, jak to, że na każdym skrzyżowaniu, co ważne, w rozumieniu zasad ruchu drogowego, a nie budowli o takiej samej nazwie, często złożonej z wielu zwykłych skrzyżowań, zachowujemy się jednakowo, zawsze zgodnie z obowiązującymi zasadami ruchu oraz zastosowanym oznakowaniem, co ważne, mając świadomość tego czym jest "kierunek jazdy" w rozumieniu art. 22 ustawy prd.


Dla sygnalizowania zamiaru zmiany kierunku jazdy nie ma znaczenia przebieg jezdni drogi z pierwszeństwem, zarówno na skrzyżowaniu jak i w każdym innym miejscu drogi.  Jadąc zgodnie z jej przebiegiem, niezależnie od jej krętości i miejsca, jedzie się bez włączania kierunkowskazów, skoro jadący nie ma zamiaru zmiany pasa ruchu, zawrócenia lub opuszczenia jej jezdni? Zamierzając opuścić jezdnię drogi z jej lewej strony lub na niej zawrócić (skręcić na lub z jezdni w lewo), należy włączyć lewy kierunkowskaz, a gdy zamierza opuścić ją z jej prawej strony (skręcić z jezdni w prawo), prawy. Kierunkowskazami nie wskazuje się ani strony skrzyżowania, ani drogi na którą zamierza się wjechać, co nawet na zwykłym skrzyżowaniu typu K byłoby niemożliwe do zrealizowania.

Kiedy tłumaczyłem, by łatwiej było to zrozumieć, że kierunek ruchu pojazdu wyznacza wektor jego prędkości lub jak kto woli podłużna oś pojazdu, natomiast kierunek jazdy jest zgodny przebiegiem jezdni drogi po której porusza się kierujący, czyli zgodny z jej podłużną osią, bez związku z jej krętością, to zarzucono mi, że to jedynie mój wymysł, gdyż w ustawie nie ma takiego zapisu. 

Są i tacy, którzy mówiąc o wektorze prędkości na łuku  drogi twierdzą, że kierunek ruchu wyznacza tor ruchu, czyli - krzywa, po której odbywa się ruch ciała. Otóż nie. Kierunek ruchu jadącego pojazdu na łuku drogi wyznacza wektor jego prędkości chwilowej, który na łuku drogi jest styczny do toru ruchu pojazdu i ulega permanentnej zmianie. Tor ruchu to nie kierunek ruchu lecz ślad przemieszczającego się pojazdu. Jeżeli ten ślad pokrywa się z przebiegiem jezdni drogi, to kierujący pojazdem, zmieniając na łukach kierunek ruchu pojazdu tak, by utrzymać się na jezdni, nie zmienia kierunku jazdy, wciąż poruszając się po jezdni tej samej drogi od punktu A do punktu B. Przecież na łukach drogi kierujący ma obowiązek jazdy możliwie blisko prawej krawędzi jezdni drogi (art. 16.4 ustawy Prawo o ruchu drogowym), tak samo jak na prostej, bez włączania kierunkowskazów. Dlaczego na skrzyżowaniu, skoro nie zamierza opuścić jezdni drogi po której się porusza, miałby zachować się inaczej? 

Kierunek ruchu pojazdu to fizyka. Wektor prędkości opisany jest czterema parametrami, wartością prędkości, kierunkiem ruchu i jego zwrotem oraz punktem zaczepienia związanym z poruszającym się obiektem. Oczywistym jest, że na łuku drogi kierunek ruchu ulega permanentnej zamianie, czego się nie sygnalizuje,  ale ponieważ jadący jedzie zgodnie z przebiegiem jezdni drogi, to nie zmienia kierunku jazdy i dlatego nie ma podstaw do włączania kierunkowskazów, zarówno przed, na,  jak i poza skrzyżowaniem.  

Muszę rozczarować także tych, którzy twierdzą, że w ustawie nie ma zapisu mówiącego o  tym, że kierunek jazdy i kierunek ruchu to dwa różne określenia. Dla nich kierunek ruchu jest pojęciem dotyczącym ogółu uczestników ruchu drogowego lub infrastruktury, a kierunek jazdy to po prostu kierunek ruchu jadącego, co tylko z pozoru jest tym samym. To tak jak węgiel kamienny nie jest kamieniem węgielnym, a kierunek ruchu okrężnego nie jest okrężnym kierunkiem ruchu.

Nie wszystko w prawie ma swoje definicje legalne, czyli takie wprost. Poza tym w jednym akcie normatywnym nie może to samo mieć różnych określeń, tak jak to samo określenie nie może mieć różnych znaczeń.

I tak przy okazji. To samo określenie może być różnie definiowane na potrzeby rożnych aktów prawnych, jak np. droga i skrzyżowanie. Droga i skrzyżowanie w rozumieniu zasad ruchu, czyli ustawy Prawo o ruchu drogowym, nie jest drogą i skrzyżowaniem w rozumieniu ustawy Prawo budowlane, o czym dyskutując o zasadach ruchu na złożonych budowlach drogowych warto pamiętać.  

A teraz kierunek jazdy. Skoro przed skręceniem kierujący ma obowiązek zbliżenia się do krawędzi jezdni, lub jej osi, to nie ulega wątpliwości, że czyni to w celu zawrócenia lub opuszczenia jezdni drogi po której się porusza, by  wjechać  na jezdnię innej drogi, publicznej na skrzyżowaniu lub wewnętrznej, gruntowej, dojazdowej poza nim. Może też poza skrzyżowaniem wjechać na pobocze lub przydrożną nieruchomość gruntową w postaci placu, parkingu, posesji lub np. pola. 

Kierunkowskazy, wbrew swej nazwie, nie służą ani do wskazywania kierunku w jakim zamierza się udać kierujący, w tym strony skrzyżowania,  ani do sygnalizowania zamiaru zmiany kierunku ruchu pojazdu. 

Kierunkowskazy, najprościej to ujmując, służą do sygnalizowania przez kierującego zamiaru opuszczenia pasa ruchu jezdni drogi po której się on porusza, w celu:
-  jego zmiany na sąsiedni tej samej jezdni (zmiana pasa ruchu),
- zawrócenia (zmiany kierunku jazdy na przeciwny), lub 
- OPUSZCZENIA JEZDNI DROGI po której się on porusza, z jej lewej lub prawej strony, w dowolnym jej miejscu i bez względu na jej krętość (zmiana kierunku). 

Nawet takie, łatwe do zapamiętania uproszczenie, spotyka się z krytyką. Krytykujący twierdzą, że np. wyprzedzając rowerzystę koniecznym jest użycie kierunkowskazu bez związku ze zmianą pasa ruchu. Otóż nie. Gdy kierujący nie opuszcza przy tym oznaczonego znakami pasa ruchu, nie ma obowiązku włączania kierunkowskazów, a gdy musi przy tym wjechać na sąsiedni oznaczony znakami pas ruchu, a zwykle musi, by zachować bezpieczny odstęp od rowerzysty,  musi to zrobić zgodnie z wymaganiami art. 22 ustawy Prawo o ruchu drogowym, czyli nie może jechać okrakiem na dwóch pasach.  Jeżeli pasów ruchu nie oznaczono znakami drogowymi,  może zmienić pas ruchu, który wyznacza szerokością jego pojazdu, zachowując jedynie wymagany prawem odstęp od wyprzedzanego rowerzysty. 

Jeszcze słowo na temat kolejnej nieuprawnionej niczym tezy, wg której na każdym skrzyżowaniu drogi jedynie do niego dochodzą bardziej lub mniej prosto i na nim się kończą, a następnie za nim zaczynają ponownie swój bieg. Środek to powierzchnia skrzyżowania, która nie jest ani drogą, ani jezdnią, lecz skrzyżowaniem. 

Wyznawcy tej fałszywej tezy, sporządzonej na potrzeby udowodnienia, że rondo, które jest budowlą złożoną, jest w całości jednym skrzyżowaniem z punktu widzenia zasad ruchu, głoszą, zaprzeczając nie tylko obowiązującemu prawu, ale wprost treści i znaczeniu tabliczki T-6d, że to nie droga z pierwszeństwem zmienia na skrzyżowaniu swój kierunek, a jedynie pierwszeństwo, ponieważ są tam cztery osobne drogi. 

Pytając o zasady sygnalizowania zamiaru zmiany kierunku jazdy na tak oznakowanym skrzyżowaniu trzech dróg, 
  

na którym droga z pierwszeństwem zmienia swój kierunek, mówią o skrzyżowaniu czterech dróg, i pytają mnie, czy jadąc "prosto", czyli bez zmiany kierunku ruchu pojazdu, na tak oznakowanym skrzyżowaniu włączam "prostowskaz"?

Narażając się na hejt i negatywne oceny stanu mojego umysłu, uparcie odpowiadam takim "ekspertom", że godnie z wymaganiami art. 22 ustawy Prawo o ruchu drogowym, jadąc możliwie blisko prawej krawędzi jezdni zawczasu i wyraźnie sygnalizuję zamiar opuszczenia jezdni drogi z pierwszeństwem z jej prawej strony. Dzięki temu jadący drogami podporządkowanymi wiedzą o moim zamiarze. Kierujący na pierwszej z tych dróg musi obserwować, gdzie pojadę, a będący na drugiej z nich wie jednoznacznie, że nie będzie musiał ustępować mi pierwszeństwa i pojedzie jako pierwszy, bowiem ma pierwszeństwo przed będącym po jego lewej stronie na drodze podporządkowanej.  

Jeden z moich czytelników, kierowca miejskiego autobusu, prosił mnie, bym wytłumaczył mu dlaczego, gdy skręca w lewo z jezdni drogi z pierwszeństwem, która tak jak na rys. 1 biegnie na skrzyżowaniu w prawo, jadący drogą podporządkowaną na wprost niego, wymuszają na nim nagminnie pierwszeństwo?

Odpowiedź jest prosta. Czynią to gdyż są przekonani, że skoro droga nie zmienia na skrzyżowaniu swojego kierunku, a jedynie pierwszeństw, to oni, jako jadący prosto, mają pierwszeństwo przed skręcającym w lewo.  

W obowiązujących w Polsce i Polskę Porozumieniach europejskich, które  stanowią uzupełnienie Konwencji wiedeńskiej o ruchu drogowym,  zawracanie jest opisane łącznie z cofaniem. Dzięki temu zmianę kierunku wprost opisano jako opuszczenie jezdni drogi w celu wjazdu na jezdnię innej drogi lub na leżącą przy drodze nieruchomość gruntową. 

W Porozumieniach europejskich jest także mowa o nadjeżdżającym z przeciwnego kierunku jako o jadącym tą samą drogą w rozumieniu zasad ruchu. Dla jadącego drogą z pierwszeństwem nadjeżdżającym z kierunku przeciwnego jest jadący tą samą  drogą w przeciwnym kierunku, bez względu na miejsce i krętość tej drogi.

Powyższe można podsumować jednym rysunkiem (rys. 3)

Na poniższym rysunku (rys. 2) drogą o jasnoszarej jezdni porusza się pojazd "B". Gdyby kierujący tym pojazdem postanowił opuścić tą jezdnię z jej prawej strony, nie miałby żadnego problemu z właściwym zachowaniem. 
Rys. 2
Zmiana kierunku jazdy w prawo, czyli opuszczenie jezdni drogi z jej prawej strony w celu wjazdu na jezdnię innej drogi lub leżącą przy drodze nieruchomość gruntową

Wiedziałby, że musi najpierw zmienić pas ruchu na prawy i sygnalizując swój zamiar prawym kierunkowskazem, kręcąc kierownicą zgodnie z ruchem wskazówek zegara, skręcić w prawo opuszczając jezdnię tej drogi z jej prawej strony. Nie miałoby dla niego znaczenia, czy wjeżdża na inną twardą drogę publiczną na skrzyżowaniu, czy poza skrzyżowaniem na pobocze, drogę wewnętrzną  lub parking. Zachowałby się dokładnie tak samo, bowiem zmiana kierunku jazdy nie dotyczy jedynie skrzyżowań. 

Niestety nie mając świadomości tego, że tak naprawdę sygnalizował kierunkowskazem zamiar zmiany kierunku jazdy w prawo (opuszczenie jezdni), a nie zamiar zmiany kierunku ruchu pojazdu w prawo (kręcenie kierownicą w prawo), gdy droga i jej jezdnia zmienia swój kierunek (rys. 3), nie wie jak ma się zachować  zgodnie z obowiązującym od dwóch dekad prawem. Im ta drga bardziej się załamuje, tym gorzej. 

Rys. 3
Zmiana kierunku jazdy i kierunku ruchu pojazdów na łuku drogi, zarówno na skrzyżowaniu jak i poza nim



Zatem ma obowiązek zachować się dokładnie tak samo. Zbliżyć się do prawej krawędzi jezdni i sygnalizując zamiar zmiany kierunku jazdy w prawo opuścić jezdnię drogi z jej prawej strony. 


Nie zmienia kierunku jazdy ten kto nie zawraca i nie opuszcza jezdni drogi z jej lewej lub prawej strony, niezależnie od miejsca (skrzyżowanie lub poza nim) i  kąta lub promienia złamania jezdni drogi (na łuku, także na łuku drogi na skrzyżowaniu, lub na jej prostym odcinku). 
Art. 22 ustawy prd nie mówi nic o skrzyżowaniu i krętości drogi.


O wprowadzaniu w błąd kierowców przez Marka Dworaka pisałem wiele razy, więc tym razem przytoczę inne przykłady.

Pierwszy ze strony Naviexpert, który pokrywa się dokładnie z tym co powtarzają bezkrytycznie instruktorzy i wykładowcy OSK oraz ich idole z WORD z Krakowa, Warszawy, Szczecina, ....   (rys. 3).

Jak my powinniśmy się zachować? Tak jak na normalnym skrzyżowaniu, czyli jeżeli zamierzamy skręcić w lewo musimy włączyć lewy kierunkowskaz, jeżeli w prawo to prawy, a jeżeli prosto – żaden. Na pewno nie powinniśmy dojeżdżając na takim skrzyżowaniu „od dołu” i jadąc dalej prosto używać prawego kierunkowskazu – jest to poważny błąd, który może grozić również poważnym wypadkiem. Nie można tego tłumaczyć sobie w ten sposób, że włączyliśmy prawy kierunkowskaz, bo zjechaliśmy z głównej drogi. Wszak pojechaliśmy prosto a nie w prawo. Jedno jest sprzeczne z drugim. 
Rys. 3
https://www.naviexpert.pl/blog/droga-z-pierwszenstwem-lamanym-jak-sie-zachowac/

Tu z kolei wypowiedź znanego z Internetu redaktora motoryzacyjnego, znawcy i miłośnika samochodów, Marcina Łobodzińskiego z "WP Autokult" (rys. 4). Powtarza bezkrytycznie  dokładnie to co piszą inni. 

Skrzyżowanie z pierwszeństwem łamanym jest takim samym jak każde inne, niezależnie od przebiegu drogi z pierwszeństwem. Zatem rozróżnia się na nim kierunek jazdy na wprost, w prawo lub w lewo. To banalne, więc wystarczy zrozumieć tylko to, by kierunkowskazów używać prawidłowo, zgodnie z kodeksem drogowym.

I jak to z prawdami bywa, byłaby to prawda, gdyby to "prosto" było zgodne z przebiegiem jezdni drogi z pierwszeństwem.

Niestety w dalszej części wypowiedzi dowiadujemy się, że to co takie banalnie proste, dla redaktora wcale takim nie jest.  Wg niego jazda bez zmiany kierunku jazdy to nie jazda zgodna z przebiegiem drogi z pierwszeństwem, lecz jazda po prostej bez kręcenia kierownicą, zatem opuszczenie jezdni drogi  z pierwszeństwem z jej lewej strony, co jest zmianą KIERUNKU JAZDY w lewo, a to wymaga włączenia lewego kierunkowskazu. Redaktor nie ma nawet świadomości tego, że na łuku drogi można zmienić pas ruchu (opuścić pas ruchu i wjechać na sąsiedni) lub kierunek jazdy (opuścić jezdnię)  bez kręcenia kierownicą. 

Rys. 4
https://autokult.pl/30560,jak-uzywac-kierunkowskazow-na-skrzyzowaniu-z-pierwszenstwem-lamanym-nie-wprowadzaj-innych-w-blad

Redaktor Łobodziński kolejny raz bezkrytycznie powtarza cudze wymysły firmując je swoim autorytetem. Twierdzi bezpodstawnie, że  jadąc zgodnie z przebiegiem pierwszeństwa jak na powyższym znaku, niewłączenie lewego kierunkowskazu jest nie tylko wprowadzeniem innych w błąd, ale też wykroczeniem.

To są przykłady beztroskiej działalności miłośników samochodów, którzy uznali, że ich wiedza jest wystarczająca do tego, by popularyzować obowiązujące zasad ruchu. Jestem przekonany, że nie są świadomi tego, że zamiast uczyć ogłupiają. 

Dużo gorzej, gdy czynią to autorzy podręczników do nauki jazdy opartych na prawie korporacyjnym WORD, lekceważąc tym samym obowiązujące prawo ustawowe. 

O książkach wydawanych przez oficynę Grupa IMAGE, nieżyjącego już Henryka Próchniewicza i Zbigniewa Drexlera, współatora bubla prawnego w postaci Kodeksu drogowego z czasów stanu wojennego, którego nieuprawnione wymysły interpretacyjne stały się elementami prawa zwyczajowego WORD, wielokrotnie pisałem. Zatem dam inny przykład.
 
Oto podręcznik, wg zapewnień wydawcy wyjątkowo zaawansowany i innowacyjny, który pozytywnie ocenił "ekspert" z zakresu prawa o ruchu drogowym, właściciel i instruktor Szkoły Jazdy "Modraczek" z Bydgoszczy, Jerzy Kociszewski. 

Oczywiście podręcznik prezentuje prawo drogowe w formie prawa  korporacyjnego WORD, a nie obowiązującego w Polsce prawa ustawowego. 

Na rysunku (rys. 5), jadący zgodnie z przebiegiem jezdni drogi z pierwszeństwem pojazd ma włączony lewy kierunkowskaz, co w świetle obowiązującego prawa jest wykroczeniem, bowiem nie zmienia on kierunku jazdy, a jedynie kierunek ruchu, czym wprowadza właściwie rozumiejących obowiązujące prawo, w błąd.

Autorzy, pisząc poprawnie o opuszczaniu jezdni drogi z pierwszeństwem, piszą równocześnie, że: opuszczający jezdnię drogi z pierwszeństwem która zmienia swój kierunek, w celu wjazdu na jezdnię drogi podporządkowanej, ma obowiązek udzielić pierwszeństwa pojazdowi nadjeżdżającemu z prawej strony drogi z pierwszeństwem. 
 
Rys. 5
Rysunek z Podręcznika kursanta, Kategoria B
(wydanie SPS, Wydawca e-kierowca, Szczecin 2018, s. 70)

Wg tego rysunku pojazdami znajdującym się po prawej stronie drogi z pierwszeństwem są, dla jadącego pojazdem niebieskim, pojazdy w kolorze żółtym i czerwonym, a dla drugiego z jadących tą samą drogą z pierwszeństwem, tyle tylko, że w przeciwnym kierunku, po prawej stronie jezdni drogi z pierwszeństwem nie ma żadnego pojazdu, gdyż nie ma tam drogi podporządkowanej.  

Skręcający w lewo z jezdni drogi z pierwszeństwem na pierwszą lub drugą z dróg poporządkowanych, dla niego leżących po lewej stronie jezdni drogi z pierwszeństwem, ma obowiązek ustąpienia pierwszeństwa jedynie niebieskiemu pojazdowi, gdyż to on nadjeżdża drogą z pierwszeństwem z  przeciwnego kierunku, a nie z jego prawej strony, i co oczywiste, nie z prawej strony  drogi z pierwszeństwem. Dla autorów podręcznika na tym skrzyżowaniu są dwie drogi z pierwszeństwem i dwie podporządkowane. 

W art. 22 ustawy Prawom o ruchu drogowym nie ma mowy o skrzyżowaniu, rondzie i krętości drogi, ani o kącie lub promieniu jej załamania.  Jest mowa, poza zmianą pasa ruchu, wyłącznie o skręcaniu na jezdni w celu zawrócenia i o skręcaniu z jezdni w celu jej opuszczenia, bez związku ze zmianą kierunku ruchu pojazdu.

Wszelkie próby zwrócenia uwagi na fakt rozbieżności, nie tylko w tej kwestii, między obowiązującym od 20 lat prawem o ruchu drogowym, a praktyką opartą na nieuprawnionych wymysłach współtwórców i komentatorów Kodeksu drogowego z 1983 roku, na których opiera się prawo korporacyjne WORD, spotykają się z obojętnością i lekceważeniem, także ze strony resortu transportu oraz podległej mu KRBRD, gdzie egzaminatorzy WORD są doradcami ministra i ministerialnych urzędników. 

Nie wierzę, że ci ludzie nie potrafią myśleć i  nie dostrzegają tego co oczywiste. Niestety partykularne interesy tej zbiorowości, są ważniejsze od  prawdziwej troski o poprawę bezpieczeństwa na polskich drogach. Dotyczy to także licznych fundacji i stowarzyszeń zajmujących się bezpieczeństwem ruchu drogowego, które są równie głuche na argumenty, gdyż nie chcą się narażać wpływowym ignorantom.

By nie być gołosłownym. Na wszystkie uwagi kierowane do WORD udzielana jest jedna odpowiedź, że działają one zgodnie i w zakresie obowiązującego  prawa. 

Na zapytanie skierowane do KG Policji w sprawie wykładni obowiązujących przepisów prawa o ruchu drogowym, wg której policjanci oceniają zachowanie kierujących, Biuro Ruchu Drogowego KG Policji odsyła zainteresowanych do Ministerstwa Infrastruktury, bowiem (cytat z Autokult):

Policja nie jest instytucją ani powołaną, ani uprawnioną do udzielania wiążącej interpretacji przepisów, czy informacji o obowiązujących regulacjach prawnych, zwłaszcza gdy zapytania dotyczą spraw hipotetycznych".

Na tą samą prośbę skierowaną do Ministerstwa Infrastruktury, ministerialni urzędnicy odsyłają do Policji, twierdząc, cytuję za red. Łobodzińskim z Autokult, że:

Ocena zachowań uczestników ruchu drogowego znajduje się w kompetencjach organów uprawnionych do kontroli ruchu drogowego i pozostaje we właściwości Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji.

Z własnego doświadczenia wiem, że MSWiA sprawy związane z zasadami ruchu drogowego przekazuje do KG Policji, a ta kieruje zainteresowanych do MI, które na pisma w sprawie przepisów, szkolenia i egzaminowania nie odpowiada, bowiem dawno temu przestało się interesować merytoryczną stroną działalności samofinansujących się WORD, cedując te obowiązki na samorządy. 

Opracował Ryszard R. Dobrowolski